Uganda 2022

Audycja "Akademia Pięknego Życia" została nagrana dnia 11.11.2022. 
Troszkę mówię tu o Polsce i mojej poezji, troszkę o Ugandzie i moim świeżo wydanym książeczko-albumie - zapraszam do posłuchania :), Ania :).

Prowadząca Jagoda Markiewicz, montaż Jan Ziółkowski.

Audycja jest nadawana w każdą niedzielę o godz. 20:00 i poniedziałek o godz.15:45 powtórka, w Radio Chrześcijanin(https://radiochrzescijanin.pl/)
“Akademia Pięknego Życia”

Lipiec 20222

“Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili.” List do Efezjan 2:10

Nazywam się Ania Atwooki– takie empaako mi nadano, na takie się zgodziłam. Empaako w języku angielskim oznacza imię zwierzaka, jest imieniem pochwalnym lub imieniem szacunku używanym wśród plemień Banyoro, Batooro, Batagwenda, Batuku oraz Banyabindi i Banyaruguru.

29.04.2022 wsiadłam w wieczorny samolot do Ugandy…

Właściwie to nie wiem od czego mam zacząć…

…więc może od pierwszych odczuć, które pamiętam z tych pierwszych 2 tygodni na miejscu, czyli w wiosce Kisekera, tuż przy Kaihura (Kyenjojo district). Cóż, czułam się trochę jakbym przybyła do dżungli po przebyciu niezbędnego treningu w polskich lasach przygotowującego fizycznie i nabyciu bogatej wiedzy książkowej na temat trudów, które w dżungli spotykają. Niby jest się przygotowanym ale jednak wszystko odczuwa się inaczej, gdy to co się włożyło do głowy nagle zaczyna rzeczywiście dotykać ciała i staje się namacalnym bliskim otoczeniem, i gdy, po czasem bywających gorących polskich lasach, nagle znajduje się w inaczej gorącej afrykańskiej dżungli… wszystko oddziałuje właśnie inaczej tak na psychikę jak i ciało. Więc byłam takim skautem po harcerskim przygotowaniu na zieloną szkołę, a znalazłam się na poligonie w powinności bycia żołnierzem :D! Duchowo byłam powalona, fizycznie też, emocje były osłabione, aż 10.05 przyszło mi ruszyć w daleką drogę motorem z jednym z pracowników misji z zadaniem odwiedzenia kilkunastu rodzin uchodźczych, które wspiera MisjAfryka. Jackson spojrzał na mnie i spytał czy czuję się dobrze i czy dam radę pojechać (po tych 2 tygodniach tak mnie rozłożyło, że 2 dni leżałam powalona i na lekach), na co odpowiedziałam, że nie czuję się jeszcze dobrze ale pojadę z nim. Jakiś taki naturalny we mnie upór do zrobienia tego czego się wcześniej podjęłam, że zrobię, zaczął wracać. Skracając historię, wróciłam prawie całkiem zdrowa i silna choć po wielu godzinach chodzenia kilometrami od rodziny do rodziny w upale! Bóg dał siły, podniósł, uzdrowił tamtego dnia. Pokazał mi też, jak dba o mnie, jak ważne dał mi osoby, które służą pomocą, słowem zachęty, modlitwą. Bóg przypomniał mi jak wielu domowników wiary się o mnie modli w Polsce i w Niemczech, to z kolei dodało mi ogromnej otuchy! Duch Święty mówił, a ja zaczęłam Go słyszeć. Poczułam się jakby jakieś ciężkie chmury rozeszły się znad mojej głowy, jakby ciężki uciskający plecak został mi zdjęty z ramion. Zaczęłam wracać do bycia sobą, tą radosną, zmotywowaną, zaangażowaną, silną sobą i to były piękne momenty przełomów Bożego działania w moim sercu i w mojej głowie. Chwała Panu, amen!

Musiałam nauczyć się patrzeć oczami duchowymi na to co mnie otacza i zacząć odbierać wszystko duchem. Zaczęła wracać też chęć do czytania słowa Bożego i modlitwy, choć jeszcze w powolnym tempie. Dziś mogę tylko dziękować Bogu, że mnie podniósł i użył jako swoje naczynie w kilku obszarach misyjnych.

W szkole zawodowej Gate of Hope mogłam dzielić się Jego słowem i własnymi świadectwami działania Pana Jezusa w moim życiu, mówiąc do dziewczyn i chłopaków, którzy wchodzą właśnie w dorosłe życie. Mogłam modlić się z nimi i śpiewać, choć ugandyjska ludność od najmłodszych lat uwielbia Boga w sposób nie tak naturalny dla nas :). Są bardzo ekspresyjni w głośnym śpiewie, w żywym tańcu, w bardzo otwartych modlitwach często na kolanach. Mogłam też dzielić się ewangelią i świadectwem swego nawrócenia w każdy czwartek podczas wypraw z lokalnymi pastorami: Robertem, Christopherem i Josephem wspieranymi przez MisjAfryka, gdy chodziliśmy od drzwi do drzwi z dobrą nowiną o zbawieniu, które jest ludziom dane w Panu Jezusie Chrystusie. Kolejnym doświadczeniem były moje piątkowe zajęcia z nauki czytania, które prowadziłam z dziećmi w szkole podstawowej w wiosce Hakatoma; dzieci w szkołach okazały się tak inne od tych, które przez około 10 lat nauczałam w Polskich szkołach. Bardzo nie chciałam wracać do prowadzenia zajęć z dzieciakami. Około 4 lata temu odeszłam z zawodu nauczyciela i nie żałuję tej decyzji do dziś, jednak nauka w Ugandyjskiej szkole to zupełnie „inna bajka”. Byłam zaskoczona dyscypliną jaka w klasie panuje, ich bystrością i bardzo dobrą pamięcią. Nauczyły się ekspresowo płynnie czytać, a kilkoro nawet na pamięć(!) dwóch moich wierszy: “At the Shepherd’s Feet” i “Hello” :D. /Wstawka: gdyby ktoś był zainteresowany nabyciem tomików z moimi chrześcijańskimi wierszami zachęcam do kontaktu: aneczkaochnio@gmail.com ,sprzedaż z tomików przeznaczam na bilet powrotny do Ugandy lub, jeśli już tu wróciłam, na używanie tych finansów tu na miejscu. Wracając do tematu- Bóg więc pokazywał mi obszary, w których mogę usługiwać i pomagał mi przełamywać się, iść w zaufaniu Jemu, pozwolić Duchowi Świętemu działać we mnie i przeze mnie gdzie On sam widział, że jest dla mnie wyznaczone zadanie, któremu On wiedział, że podołam! Mimo oporów otwierałam się na Jego plany i to Boże przełamywanie wprowadziło mnie na kolejny pułap wiary i zaufania. Czy musiałam aż do Ugandy po to przylecieć, do misji Piotra i Honoraty? Widocznie tak. Przypuszczam, że każda przybywająca tu osoba w jakiś sposób została przełamana i przemieniona.

Każdy też przylatujący tu powinien być otwarty i nastawiony na to by dać się Bogu prowadzić puszczając kierownicę życia. Można tu również przerobić lekcję pokory. Honorata i Piotr są tu tak długo, że wiedzą o co proszą, dlaczego proszą, gdzie potrzebują pomocy, dlaczego mówią by coś robić tak a nie inaczej lub by coś konkretnego w danej sytuacji w ogóle robić. Warto ich po prostu słuchać jednocześnie odważnie rozmawiając o tym co w nas, w sercu i głowie, modlić się wspólnie, szukać rozwiązań w razie niezrozumienia. Gospodarze każdego domu są jego zarządcami, zadaniem wolontariusza jest poznać gospodarzy, ten „dom” misyjny i usłużyć jak najlepiej się da. Trzeba też być nastawionym na samodzielność, motywowanie siebie samych do działania w różnych obszarach, samemu wyszukiwania tych obszarów i po omówieniu z gospodarzami naszych spostrzeżeń, pomysłów, planów, ruszać “w pole”… i nie zrażać się jeśli nasz plan okaże się nie na ten moment lub nie w nasz dokładnie sposób, bo w końcu nie chodzi tu o nas, ale o tych, którym przybywamy usłużyć.
*Aby dowiedzieć się więcej o misji, do czego zachęcam bardzo, trzeba wejść na stronę: MisjAfryka.

I troszkę jeszcze w obszarach: ludzie, jedzenie, przyroda… Ludzie, których spotkałam okazali się bardzo mili, otwarci i pomocni na każdym kroku. Mimo krótkiego pobytu (bo tylko 2 miesiące) nawiązałam głębsze relacje z otaczającymi mnie osobami, wśród których mieszkałam i pracowałam. Również dzieci Piotra i Honoraty były mi fajnym błogosławieństwem do rozmów i świetnych wspólnych spacerów- dzięki nim poznałam piękną okolicę Kisekery. Jedzenie to coś zupełnie innego niż do tej pory znałam. Banany już na starcie były czymś przełomowym, ich smak trochę bardziej “landrnkowy”, słodszy, bardzo ciekawy smak. Właściwie smakowało mi wszystko czego próbowałam (jak się okazało byłam w tym wyjątkowym wolontariuszem), nawet mrówki i świerszcze ze smakiem zjadałam :), akurat był na nie sezon. Kuchnia lokalna więc jak najbardziej przypadła mi do żołądka i nawet do serca! Gdy wspominam przyrodę, która mnie otaczała, od razu na myśl przychodzi mi opis raju, który możemy znaleźć w Biblii. Udało mi się spędzić weekend przy górach Moon Mountains, które graniczą z Kongo. Wybraliśmy się wszyscy (ja i rodzinka misjonarzy Wąsowskich) do przepięknie położonego hoteliku nad jeziorkiem. Widoki zapierające dech w piersi! W ogóle wszędzie w tej części Ugandy, w której byłam, otaczała mnie piękna soczysta zieleń, przeróżne owoce (mango, awokado, jackfruit, banany, matoke, itd., rosnące w ogródkach przydomowych!), otaczały mnie też ciekawe dźwięki, np. świerszczy zaczynających swój koncert tuż po 19:00, gdy już zaczyna robić się ciemno- no właśnie, to była akurat nie fajna sprawa, te tak szybkie zachody słońca.

Cóż… mogłabym tak wspominać i wspominać :)…

Zachęcam do otwierania się na odwiedziny MisjAfryka tych, którzy są gotowi do działania na miejscu, zaś innych do wsparcia duchowego i finansowego tych gotowych do ruszenia w teren, bo wspierając misjonarza sami nimi jesteśmy, tyle, że z własnych domów.

ugandyjskie żyjątka 🙂

PS. Przeżyłam wędrówki mrówek w swojej „celi misyjnej”, gekony (one akurat są naprawdę milusie!), przez chwilkę małą karaluchy, próbę wprowadzenia się do mnie szczurów, robaki jakieś, które gryzły mnie przez kilka ładnych nocy, spotkanie z pająkiem wielkości dłoni, pogryzienia przez komary nie raz i zero malarii :D!! Wszystko przeżyłam i choć na początku chciałam jak najszybciej wracać do Polski zapominając o tym kawałku mego życia, teraz jestem gotowa na powrót (może gdy to czytacie już tu jestem :D!).

DAJ SIĘ BOGU POPROWADZIĆ A OWOCE BĘDZIESZ OGLĄDAĆ W ZACHWYCIE I MOŻE CZASEM Z NIEDOWIERZANIEM. Chwała Bogu za wszystko, amen!

Leave a Reply

Your email address will not be published.